Czwartek, 13 czerwca 2013
Wojsławice - Kielce
Moje największe rowerowe ,,osiągnięcie'', czyli pokonanie trasy Wojsławice-Kielce rowerem w jeden dzień.
Pomysł pokonania takiego dystansu był w mojej głowie od dawna, lecz zawsze myślałem o trasie w drugą stronę, czyli przyjechać z Kielc do Wojsławic na koniec któregoś roku akademickiego (z racji tego, że studiowałem w Kielcach i miałem tam rower).
Studia minęły... plan niewykonany.
W tym roku jakoś bardziej zainteresowałem się zrealizowaniem tego marzenia (tak - to było moje marzenie). W zasadzie bez większego przygotowania we wtorek 11 czerwca zdecydowałem, że ruszam w trasę w piątek 14 czerwca (tego roku - 2013). Nie mogłem się jednak doczekać wyjazdu i ruszyłem w trasę w czwartek 13 czerwca. Wszystko miałem dokładnie rozplanowane, czasy przejazdów, postoje. Wszystko co do minuty, aby się wyrobić przed zapadnięciem zmierzchu. Warto dodać, że do 13 czerwca miałem w tym roku przejechane tylko 435 km, a trasa do Kielc wynosiła w przybliżeniu 235 km. Pytając znajomych ,,kolarzy'' wszyscy mi odradzali taką jazdę ,,organizm nie wytrzyma itp. itd.''. Ja jedyne czego się obawiałem to jakiejś awarii roweru, która uniemożliwiłaby dalszą jazdę. A mój rower do nowych i najlepszych nie należy, więc obawy były potwierdzone. Na szczęście rower spisał się bez zarzutów.
Musiałem zabrać ze sobą trochę ubrań itp., ponieważ w Kielcach planowałem zostać cały weekend. Wszystkie bagaże umieściłem w miarę z przodu roweru. Zrezygnowałem z przyczepienia bagażnika, ponieważ nie lubię jeździć z obciążonym tyłem. Rower z bagażami ważył 21 kg.
Założyłem sobie, że do Wisły będę jechał ze średnią 22 km/h, a od Wisły 20 km/h (ze względu na planowane zmęczenie itd.).
Planowany wyjazd 4:00, planowany dojazd 20:50.

Pora ruszać:
13 czerwca, godz. 4 rano.

Wschód słońca w Bończy (12 km od wyjazdu).

Pierwszy etap: Wojsławice-Gorzków 45 km
Czas przejazdu 1h 45 minut. Planowane 2h 5 minut. Jest dobrze, lekko się jedzie, 20 minut zapasu. Średnia 25km/h.
Drugie śniadanie i planowo 45 minut przerwy. Piękny Rynek w Gorzkowie, sklepy ku mojemu zdziwieniu już otwarte. Idealne miejsce na postój.

6:30 i jedziemy dalej. Kolejny postój przewidziany w Starej Wsi (35 km od Gorzkowa). Dalej jadę ze średnią 25 km/h i w Starej Wsi jestem o 7:50. Mam 35 minut zapasu.

Na razie jest dobrze. 80 km zrobione, zmęczenia nie czuć.

Postój zgodnie z planem 50-minutowy za sklepem w Starej Wsi (idealnie do takiego planowania przydało się Google Street View).

Ładowarka solarna do telefonu idealnie się sprawdziła w trasie.Godz. 8:40 i ruszam dalej. Kolejny (najdłuższy z planowanych) postój w Kraśniku. Tym razem 26 km do pokonania.
Średnia trochę wzrasta do 25,3 km/h i w Kraśniku jestem o 9:40. Tutaj trochę czasu straciłem zanim znalazłem coś ciepłego do jedzenia. Postój przy kościele w centrum. Wyszło duże słońce, więc wizyta w aptece po krem do opalania. Trochę pieszo po Kraśniku. Wyruszam dalej po godzinie odpoczynku, czyli o 10:40. Mam zapasu już 55 minut z racji dobrego tempa i skróconego postoju.

Kolejny postój przewidziany po 25 km w zajeździe Jack tuż przed Annopolem.

Za Kraśnikiem pierwszy lekki kryzys - odzywa się nadwyrężone kolano. Zaczyna się duży ruch tirów ze względu na to, że poruszam się teraz drogą krajową. Pierwszy poważny podjazd tuż za Kraśnikiem daje znać w nogach.
Kryzys szybko mija i na planowany postój docieram o 11:40. Średnia prędkość wzrasta do 25,6 km/h.

W zajeździe konkretny obiad, odpoczynek i podładowanie drugiego telefonu (z muzyką). Razem 50 minut.

Spakowany ruszam dalej. Godz. 12:30, zapasu według planu mam 55 minut. Zmęczenia nie czuć. Ponad połowa drogi już za mną. Teraz będzie już z górki.

Wisła przekroczona, zmieniamy województwo. Bardzo cieszy mnie fakt specjalnego, metrowego pasa na drodze tylko dla mnie.
Kolejny postój planowany w Opatowie. Do pokonania około 40 km. I już pewne, że tam nie dam rady dojechać. Pojawia się drugi kryzys. Po pokonaniu 24 km robię postój na stacji benzynowej. Pół godziny odpoczynku i trzeba ruszać dalej. Średnia prędkość spada do 25,2 km/h. Ale nadal jest dobrze. Trudno ocenić zapas czasu przy nieplanowanym postoju. Ruszam dalej (godz. około 14:10). z zamiarem niezatrzymywania się już w Opatowie. Pokonane 153 km. Do Kielc około 82.
Od Wisły zaczął się najgorszy odcinek. Coraz bardziej górzyste tereny. Wymiękam po jednym z nich i zatrzymuję się po pokonaniu 22 km (od ostatniego postoju) na przystanku, żeby złapać oddech. 15 minut i trzeba ruszać dalej. Nieplanowany postój bardzo pomógł. Średnia ponownie w granicach 25,2 km/h.
Pokonane 175 km. Do Kielc około 60.
Docieram do Łagowa (gdzie miałem zaplanowany postój). Pierwsze nerwy - telefon się zawiesił i przerwał trening w endomondo. Jest jednak mała iskierka nadziei - nic nie przepadło, zapisało się to co przejechałem. Jedyny minus, że wyprawa będzie udokumentowana w dwóch częściach.
Bardzo ładny Rynek w Łagowie. Krótki posiłek, telefon do kumpla, że dotrę zdecydowanie wcześniej i ruszam dalej po około 45 minutach odpoczynku.
195 km pokonane. Do Kielc około 40. Teraz już jazda z uśmiechem na twarzy. Zmęczenia nie czuć. Podkręcam tempo. Zapasu ponad 1,5 h.
Jakieś 23 km przed Kielcami wyprzedza mnie grupka 4 kolarzy trenujących sobie jazdę na kolarzówkach. Nie pozostaje mi nic innego jak bardziej nacisnąć na pedały i ,,usiąść na kole'' ostatniemu z nich. Ładna, prosta droga, trzymamy 35 km/h. Do głowy wkrada się myśl - a może uda się dojechać z nimi, aż do Kielc. Wtedy wynik byłby naprawdę niezły. Niestety... Pierwszy lekki podjazd i mi uciekają. Ale 5 km przejechałem z nimi (mimo już 210 km w nogach).

Jest dobrze. Do mety już tylko 18 km. Szybki postój w sklepie, uzupełnienie płynów i ruszam dalej.

Jest! Udało się. Pamiątkowe zdjęcie przy znaku Kielce. Godzina 18:20. Zsumowane treningi endomondo mówią o przejechaniu 228 km w czasie 8 h i 57 minut (trasa w rzeczywistości około 5km dłuższa - nieliczony odcinek przed Łagowem gdy wyłączył się trening w endomondo). Co ostatecznie daje bardzo dobrą średnią prędkość 25,5 km/h. Dotarcie 2,5h przed planowanym przyjazdem też napawa mnie optymizmem przed kolejnymi wyzwaniami.
Jeszcze na deser runda honorowa po Kielcach (około 10km), odwiedzenie starej pracy i docieram do ostatecznego celu.

A to trasa z zaznaczonymi postojami:

Cel osiągnięty, marzenie spełnione. 240 km przejechane jednego dnia rowerem. Mogę być z siebie dumny :)
Pomysł pokonania takiego dystansu był w mojej głowie od dawna, lecz zawsze myślałem o trasie w drugą stronę, czyli przyjechać z Kielc do Wojsławic na koniec któregoś roku akademickiego (z racji tego, że studiowałem w Kielcach i miałem tam rower).
Studia minęły... plan niewykonany.
W tym roku jakoś bardziej zainteresowałem się zrealizowaniem tego marzenia (tak - to było moje marzenie). W zasadzie bez większego przygotowania we wtorek 11 czerwca zdecydowałem, że ruszam w trasę w piątek 14 czerwca (tego roku - 2013). Nie mogłem się jednak doczekać wyjazdu i ruszyłem w trasę w czwartek 13 czerwca. Wszystko miałem dokładnie rozplanowane, czasy przejazdów, postoje. Wszystko co do minuty, aby się wyrobić przed zapadnięciem zmierzchu. Warto dodać, że do 13 czerwca miałem w tym roku przejechane tylko 435 km, a trasa do Kielc wynosiła w przybliżeniu 235 km. Pytając znajomych ,,kolarzy'' wszyscy mi odradzali taką jazdę ,,organizm nie wytrzyma itp. itd.''. Ja jedyne czego się obawiałem to jakiejś awarii roweru, która uniemożliwiłaby dalszą jazdę. A mój rower do nowych i najlepszych nie należy, więc obawy były potwierdzone. Na szczęście rower spisał się bez zarzutów.
Musiałem zabrać ze sobą trochę ubrań itp., ponieważ w Kielcach planowałem zostać cały weekend. Wszystkie bagaże umieściłem w miarę z przodu roweru. Zrezygnowałem z przyczepienia bagażnika, ponieważ nie lubię jeździć z obciążonym tyłem. Rower z bagażami ważył 21 kg.
Założyłem sobie, że do Wisły będę jechał ze średnią 22 km/h, a od Wisły 20 km/h (ze względu na planowane zmęczenie itd.).
Planowany wyjazd 4:00, planowany dojazd 20:50.

Pora ruszać:
13 czerwca, godz. 4 rano.

Wschód słońca w Bończy (12 km od wyjazdu).

Pierwszy etap: Wojsławice-Gorzków 45 km
Czas przejazdu 1h 45 minut. Planowane 2h 5 minut. Jest dobrze, lekko się jedzie, 20 minut zapasu. Średnia 25km/h.
Drugie śniadanie i planowo 45 minut przerwy. Piękny Rynek w Gorzkowie, sklepy ku mojemu zdziwieniu już otwarte. Idealne miejsce na postój.

6:30 i jedziemy dalej. Kolejny postój przewidziany w Starej Wsi (35 km od Gorzkowa). Dalej jadę ze średnią 25 km/h i w Starej Wsi jestem o 7:50. Mam 35 minut zapasu.

Na razie jest dobrze. 80 km zrobione, zmęczenia nie czuć.

Postój zgodnie z planem 50-minutowy za sklepem w Starej Wsi (idealnie do takiego planowania przydało się Google Street View).

Ładowarka solarna do telefonu idealnie się sprawdziła w trasie.Godz. 8:40 i ruszam dalej. Kolejny (najdłuższy z planowanych) postój w Kraśniku. Tym razem 26 km do pokonania.
Średnia trochę wzrasta do 25,3 km/h i w Kraśniku jestem o 9:40. Tutaj trochę czasu straciłem zanim znalazłem coś ciepłego do jedzenia. Postój przy kościele w centrum. Wyszło duże słońce, więc wizyta w aptece po krem do opalania. Trochę pieszo po Kraśniku. Wyruszam dalej po godzinie odpoczynku, czyli o 10:40. Mam zapasu już 55 minut z racji dobrego tempa i skróconego postoju.

Kolejny postój przewidziany po 25 km w zajeździe Jack tuż przed Annopolem.

Za Kraśnikiem pierwszy lekki kryzys - odzywa się nadwyrężone kolano. Zaczyna się duży ruch tirów ze względu na to, że poruszam się teraz drogą krajową. Pierwszy poważny podjazd tuż za Kraśnikiem daje znać w nogach.
Kryzys szybko mija i na planowany postój docieram o 11:40. Średnia prędkość wzrasta do 25,6 km/h.

W zajeździe konkretny obiad, odpoczynek i podładowanie drugiego telefonu (z muzyką). Razem 50 minut.

Spakowany ruszam dalej. Godz. 12:30, zapasu według planu mam 55 minut. Zmęczenia nie czuć. Ponad połowa drogi już za mną. Teraz będzie już z górki.

Wisła przekroczona, zmieniamy województwo. Bardzo cieszy mnie fakt specjalnego, metrowego pasa na drodze tylko dla mnie.
Kolejny postój planowany w Opatowie. Do pokonania około 40 km. I już pewne, że tam nie dam rady dojechać. Pojawia się drugi kryzys. Po pokonaniu 24 km robię postój na stacji benzynowej. Pół godziny odpoczynku i trzeba ruszać dalej. Średnia prędkość spada do 25,2 km/h. Ale nadal jest dobrze. Trudno ocenić zapas czasu przy nieplanowanym postoju. Ruszam dalej (godz. około 14:10). z zamiarem niezatrzymywania się już w Opatowie. Pokonane 153 km. Do Kielc około 82.
Od Wisły zaczął się najgorszy odcinek. Coraz bardziej górzyste tereny. Wymiękam po jednym z nich i zatrzymuję się po pokonaniu 22 km (od ostatniego postoju) na przystanku, żeby złapać oddech. 15 minut i trzeba ruszać dalej. Nieplanowany postój bardzo pomógł. Średnia ponownie w granicach 25,2 km/h.
Pokonane 175 km. Do Kielc około 60.
Docieram do Łagowa (gdzie miałem zaplanowany postój). Pierwsze nerwy - telefon się zawiesił i przerwał trening w endomondo. Jest jednak mała iskierka nadziei - nic nie przepadło, zapisało się to co przejechałem. Jedyny minus, że wyprawa będzie udokumentowana w dwóch częściach.
Bardzo ładny Rynek w Łagowie. Krótki posiłek, telefon do kumpla, że dotrę zdecydowanie wcześniej i ruszam dalej po około 45 minutach odpoczynku.
195 km pokonane. Do Kielc około 40. Teraz już jazda z uśmiechem na twarzy. Zmęczenia nie czuć. Podkręcam tempo. Zapasu ponad 1,5 h.
Jakieś 23 km przed Kielcami wyprzedza mnie grupka 4 kolarzy trenujących sobie jazdę na kolarzówkach. Nie pozostaje mi nic innego jak bardziej nacisnąć na pedały i ,,usiąść na kole'' ostatniemu z nich. Ładna, prosta droga, trzymamy 35 km/h. Do głowy wkrada się myśl - a może uda się dojechać z nimi, aż do Kielc. Wtedy wynik byłby naprawdę niezły. Niestety... Pierwszy lekki podjazd i mi uciekają. Ale 5 km przejechałem z nimi (mimo już 210 km w nogach).

Jest dobrze. Do mety już tylko 18 km. Szybki postój w sklepie, uzupełnienie płynów i ruszam dalej.

Jest! Udało się. Pamiątkowe zdjęcie przy znaku Kielce. Godzina 18:20. Zsumowane treningi endomondo mówią o przejechaniu 228 km w czasie 8 h i 57 minut (trasa w rzeczywistości około 5km dłuższa - nieliczony odcinek przed Łagowem gdy wyłączył się trening w endomondo). Co ostatecznie daje bardzo dobrą średnią prędkość 25,5 km/h. Dotarcie 2,5h przed planowanym przyjazdem też napawa mnie optymizmem przed kolejnymi wyzwaniami.
Jeszcze na deser runda honorowa po Kielcach (około 10km), odwiedzenie starej pracy i docieram do ostatecznego celu.

A to trasa z zaznaczonymi postojami:

Cel osiągnięty, marzenie spełnione. 240 km przejechane jednego dnia rowerem. Mogę być z siebie dumny :)
- DST 240.00km
- Czas 09:25
- VAVG 25.49km/h
- Sprzęt Arkus Delta
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj