Informacje

  • Wszystkie kilometry: 1591.00 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 2d 14h 50m
  • Prędkość średnia: 25.32 km/h
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy for17ever.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 6 sierpnia 2014

Wojsławice-Warszawa (nocą)

Wojsławice-Warszawa
noc z 6 na 7 sierpnia 2014 r.

Ostatnio nową moją pasją jest jazda w nocy. Ma to wiele zalet. Gdy założy się kamizelkę odblaskową i włączy świata jazda jest bardzo bezpieczna. Samochody omijają mnie szerokim łukiem, ruch jest mały, a teraz gdy w wakacje w nocy jest około 18 stopni jedzie się po prostu świetnie.

Plan był taki - wyjechać wieczorem, tak aby na około 6:30 być w centrum Warszawy (dopiero jak koleżanka Magda wstanie, żeby jej wcześniej nie budzić). Pomyślałem jednak, że wyruszę wcześniej i będę robił sobie dłuższe przerwy.

Wyjechałem z domu o godz. 16:45 planując utrzymywać średnią prędkość w granicach 25km/h. Tak aby zbytnio się nie zmęczyć. Zwykle postoje planuję co 30 km, ale teraz aby nie narażać organizmu na częste wychłodzenie na postojach planowałem je robić jak najrzadziej.

Pierwszy postój przed Piaskami, po pokonaniu 60 km. Spotykam tam 4 rowerzystów z sakwami, którzy jeżdżą po Polsce i Europie i jak sami mówią ich wyjazd można określić "Wyprawą trupów", ponieważ ich rowery były w opłakanym stanie... Każdemu coś dolegało... Mogłyby rozlecieć się w każdej chwili... Po krótkim postoju na stacji paliw podjechałem z nimi około 15 km, po czym ruszyłem szybciej do przodu.

W Lublinie trafiłem chyba na 10 czerwonych świateł jak nie więcej. Pech... Zatrzymuję się po pokonaniu 30 km w McDonaldsie przy wylocie z miasta.

Kolejny postój - obiadowy - zgodnie z założeniem robię kilka km za Żyrzynem, gdzie jest czynny nocny zajazd. Przytulnie, tanio i można podładować telefon. Spędzam tam prawie godzinkę, aby zbyt wcześnie nie dotrzeć do stolicy. Na liczniku już 140 km.

Po pokonaniu 50 km docieram do Garwolina, gdzie zatrzymuję się w 24-godzinnym Tesco. Pracownicy, którzy wyszli na papierosa troszkę zdziwieni co o 2 w nocy robi tam kolarz... Krótki odpoczynek i jadę dalej. Przy wyjeździe z miasta głupieję.. nie wiem jak wjechać z powrotem na obwodnicę, czyli główną drogę do Warszawy. Błądzę z lekka, ale w końcu udaje się natrafić na właściwy szlak.

Zmęczenia nie widać dlatego nie robię następnego postoju. Na chwilę odpoczynku decyduję się dopiero po wjeździe do Wesołej, gdzie czeka na mnie McDrive. Zjedzone, a że nudno się siedzi to ruszam do centrum stolicy.

Dobrze zapamiętałem trasę, dlatego udaje się bez żadnego błądzenia dotrzeć pod Pałac Kultury i Nauki, gdzie docieram o godz. 5:25.

Godzinka odpoczynku, kilka fotek i ruszam na zasłużony odpoczynek do mieszkania koleżanki. Kilka godzin snu i dalej zwiedzanie rowerkiem Warszawy.
W piątek rano, mimo deszczu za cel obieram sobie wejście na taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki. Jednak ponad pół godziny zajmuje mi dowiedzenie się, a następnie znalezienie miejsca, gdzie można bezpiecznie pozostawić rower bez zapięcia. Gdyby ktoś kiedyś potrzebował takiej informacji to - obok Punktu Informacji Turystycznej przy Pałacu - na dziedzińcu, obok budki ochroniarza.

Ciekawe doświadczenie jazdy nocą bardzo mi się spodobało i dlatego z pewnością ruszę gdzieś tak po raz kolejny. Ze względu na chłód i deszcz do domu wracam pociągiem.
20140806 18015420140806 23345120140807 04464320140807 04465120140807 05363020140807 05365420140807 06021420140807 06101120140807 145940

20140807 161957
20140807 153931
20140807 171329
20140807 183637
20140807 184340
20140807 170933
20140807 184425
20140807 184410
20140808 125215
20140808 125222
20140807 184444
20140808 125311
20140808 125254
20140808 125342
20140808 125413
20140808 125420
20140808 125441
20140808 125532
20140808 135956
20140808 125506

20140808 140022







Piątek, 1 sierpnia 2014

Wojsławice-Jezioro Białe-Wojsławice

W piątek, 1 sierpnia postanowiliśmy z kolegą Grześkiem udać się rowerami nad Jezioro Białe, a następnie wieczorem uczestniczyć w Apelu Jasnogórskim Chełmskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, który odbył się w Krupem. Grzesiek wyjeżdża z Kraśniczyna i po przejechaniu 15 km razem wyruszamy z Wojsławic.

Jak to zwykle bywa przy jeździe z nim, zakładana spokojna jazda przeradza się w mały wyścig i jadąc na zmiany (głównie Grzesiek z przodu) staramy się w pierwszą stronę nie schodzić z 35 km/h.

Nad Jeziorem Białym mierzę swoje siły w jeździe rowerem przeciwskrętnym, ale niestety bez powodzenia...

Jazda powrotna (do Chełma) oscyluje w granicach 30-32 km/h, ale teraz jedziemy równymi zmianami.

W Chełmie dołączamy się do kilkuosobowej grupy i razem spokojnie (chociaż wyścigi kolarką przez las i kamienie raczej spokojnie nazwać nie można) udajemy się na apel. Ze względu na późną porę i brak oświetlenia Grzesiek postanawia wracać już do domu. Ja zostaję i następnie wspólnie z Marcinem M., którego poznałem miesiąc wcześniej na pielgrzymce ruszamy we dwóch główną trasą do Chełma (nie chciało mi się wracać jeszcze do domu).

Po drodze umawiam się jeszcze z Moniką i razem z nią robimy jeszcze kilka km po mieście. Do domu wracam przed 1.

20140801 13455120140801 150010

Niedziela, 27 lipca 2014

Wojsławice-Chełm-Lublin-Nałęczów-Kazimierz Dolny-Puławy-Lublin-Chełm-Wojsławice

Szóstka wspaniałych wybrała się w niedzielę, 27 lipca na rajd rowerowy – Chełm, Lublin, Nałęczów, Kazimierz Dolny, Puławy, Lublin, Chełm.
Ja najpierw sam wyjechałem z Wojsławic o godz. 3:40, a wróciłem też sam na około godz. 23:40. Trasę Wojsławice-Chełm i Chełm-Wojsławice pokonałem na swojej szosie, a pozostałe 260 km na pożyczonej kolarce (z deczka cięższej), aby na mojej mogła jechać koleżanka Monika.

Start wspólnej wycieczki zaplanowano na godz. 5:05 z Placu Łuczkowskiego w Chełmie.

Cykliści: Monika, Tomek, Marcin, Adrian i Paweł wyruszyli zgodnie z planem kierując się w stronę krzyżówek lubelskich, gdzie miała czekać na nich Kasia. Jak się okazało, wszyscy – poza wspomnianą przed momentem Kasią – wybrali się na szosówkach. Osobiście bardzo podziwiam Kasię, że mimo takich okoliczności zdecydowała się pojechać z nami :D Ja bym chyba wymiękł, jakbym miał jechać MTB w towarzystwie samych kolarek… Chociaż tempo było zaplanowane na 23 km/h i konsekwentnie mieliśmy się go trzymać.

Pierwszy postój pokazał, że założenia zostały spełnione w 100%. Marcina licznik prezentujący średnią prędkość do dwóch miejsc po przecinku wskazywał 23,00 km/h.

Do Lublina dotarliśmy prawie bez zmęczenia, nikt nie narzekał. Atmosfera była bardzo fajna. Jedziemy z wiatrem, więc na prostej trzymamy czasami 30 km/h. Raz nawet gdy dziewczyny prowadziły to na podjeździe nie zeszliśmy z 32 km/h. Szaleństwo :D

Trochę górek i kolejny ważny punkt na trasie – Nałęczów, gdzie w Parku Zdrojowym w sesji zdjęciowej przeszkadzają nam łabędzie. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Pod dotarciu do Kazimierza Dolnego szybkie fotki na wale nad Wisłą, aby na dłużej zagościć w Rynku.

Po uczestnikach wyprawy nie widać żadnego zmęczenia i jednogłośnie podejmujemy decyzję o wydłużeniu drogi powrotnej, aby zawitać do Puław.

Niestety w drodze powrotnej warunki atmosferyczne nie są dla nas sprzyjające. Bardzo wysoka temperatura i silny wiatr prosto w twarz pokazują, że powrót zajmie dłużej niż planowaliśmy.

Po kilkudziesięciu kilometrach docieramy do Lublina, by posilić się w McDonaldzie. Dużo nam to dało, bo od tego momentu wszystkim jakby przybyło energii. Do Chełma docieramy (oczywiście w komplecie) około godz. 22:10.

Trasa wyniosła 260 km, a pokonaliśmy ją ze średnią prędkością 22,9 km/h.

dsc05193
dsc05194
dsc05207
dsc05197
dsc05214
dsc05228
dsc05223
dsc05255
dsc05236
dsc05260
dsc05262
dsc05265
dsc05269
dsc05277
dsc05288
dsc05316
  • DST 312.00km
  • Czas 13:35
  • VAVG 22.97km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 lipca 2014

Szalony czwartek - Wojsławice-Chełm-Cyców-Trawniki-Fajsławice-Krasnystaw-Wojsławice-Chełm-Wojsławice

Szalony czwartek tj. treningowo przed planowaną wyprawą nad morze, czyli sprawdzanie jak organizm reaguje na przerwy co 50 km oraz jak wygląda jazda w nocy.

big2
big
big4
big5
big3
Sobota, 7 czerwca 2014

Wojsławice-Jasna Góra

Wojsławice - Jasna Góra
7 czerwca 2014 r.
Po pomyśle, który wpadł mi do głowy niecałe dwa tygodnie wcześniej postanowiłem go zrealizować. Jeździłem już do Częstochowy w 4-5 dni razem z pielgrzymką rowerową. Tym razem trasa miałaby być pokonana w jeden dzień. Około 365 km. Dobre tempo, pewna pogoda, na pewno ktoś poza mną się skusi. Zaproponowałem więc kilku znajomym kolarzom tę wyprawę, jednak nikt nie wyrażał większych chęci do towarzystwa, z różnych powodów. W większości jednak przerażał ich planowany dystans.
Pojawiła się więc chwila zwątpienia, ponieważ gdy pomysł wpadł mi do głowy byłem przekonany, że w pojedynkę nie ma szans. Zwłaszcza, że tereny przez które prowadzi droga do płaskich nie należą.
Przygotowania
Postanowiłem jednak spróbować i zacząłem się przygotowywać do wycieczki. Pierwszym krokiem był zakup bagażnika na sztycę, ponieważ inny nie wchodził raczej w grę. Kondycja była (około 1500 km w tym roku), więc pozostało tylko rozpisać postoje. Kilka wersji i w końcu plan ostateczny. Dłuższe odcinki niż pierwotnie zakładałem – od 25 do 50 km, średnie tempo – około 27,5 km/h oraz 10 postojów, w tym dwa dłuższe po 45-50 minut i 8 krótszych po 20-25 minut. Do dokładnego planowania wykorzystałem Google Street View (aby nie tracić czasu na szukanie sklepów itp.) oraz wysokościówkę trasy z gps.com (aby wiedzieć na jakie tempo mogę sobie pozwolić na konkretnych etapach).
wysokosciowka
Z prognoz pogody wynikało, że w końcu przestanie padać i najbliższy dzień, w którym możliwa będzie jazda to sobota, 7 czerwca. Umiarkowane słońce, wiatr prawie niezauważalny, ale głównie boczny.Pora ruszać!
Sobota, godzina trzecia w nocy, tata robi zdjęcie i życzy szczęśliwej drogi! Wielka mgła, trochę chłodno, ciemno dlatego ruszam w długim ubraniu i kamizelce odblaskowej. Trasę pierwszych 240 km (z Wojsławic do Kielc) znałem, ponieważ pokonałem ją rok wcześniej.
wojslawice
Pierwsze kilometry i już czuć, że będzie ciężko. Z wielkim trudem próbuję zbliżyć się do tempa, które sobie założyłem na pierwszy odcinek. Do tego mgła osiadająca na koszulce, która robiła się przez to wilgotna.
I postój: Gorzków – Rynek (docieram o 4:30, pokonane 43 km)
Udaje się jednak podkręcić tempo i na pierwszy postój docieram minutę przed planem. Nie mogę jednak w spokoju rozpocząć odpoczynku, ponieważ na rynku chce się do mnie dobrać duży pies… Dobrze, że ma kaganiec… Dwie minuty szczekania i warczenia i daje sobie spokój i odchodzi. Szybki posiłek i skracam postój o 5 minut, bo czuję się na siłach, żeby ruszać dalej.
gorzkow
Jadę dalej. Jest ciężko. Jest mi bardzo zimno, a mgła coraz większa… Mokra koszulka i boję się, żeby mnie nie przewiało.
II postój: Stara Wieś – zamknięty sklep (docieram o 6:08, pokonane 80 km)
stara wies
Tempo zgodnie z planem. Jednak zaliczam pierwszą wtopę. Sklep miał być otwarty od 6, a będzie dopiero od 7. Całe szczęście, że wziąłem jeden jogurt na nieprzewidzianą okoliczność. Zmieniam też ubrane, bo było całe mokre od mgły. Już wiem, że planowanego kolejnego etapu – 50 km nie uda się zrealizować bez postoju po drodze, ponieważ będę musiał zatrzymać się w jakimś sklepie – najpewniej w Kraśniku.
III postój: Kraśnik – stacja paliw (docieram o 7:28, przejechane 103 km)
Stacja Shell (matko, ale tam drogo!) i dosłownie 3 minuty. Napój kupiony i ruszam dalej. W końcu robi się ciepło.
Zanim docieram jednak na kolejny postój przytrafia mi się mały wypadek. Dziwne zachowanie kierowcy samochodu przede mną i nie daję rady wyhamować za nim. Upadek na środek drogi, zbieram się i schodzę na pobocze. Ogarniam siebie i bagaż. Lewa ręka stłuczona, dwa palce wybite, ale do kolejnego postoju tylko 6 km więc spokojnie ruszam dalej z planem, że tam ustalę co dalej.
IV postój: Annopol – zajazd Jack (docieram o 8:31, przejechane 131 km)
Docieram na postój. Okazuje się, że nie mogę zmieniać lewą ręką przerzutek, bo palce bolą.. Może być dalej problem. Zamawiam gorące dania i wysyłam smsy do rodziny i bliskich z informacją, gdzie już jestem i że szanse na dotarcie oceniam tylko na 35%. To pierwszy dłuższy postój. Jem i ruszam dalej z założeniem, że raczej uda mi się dojechać chociaż do Kielc, gdzie zdecyduję co dalej. Wyruszam bez żadnej straty czasowej. Co do minuty zgodnie z planem.
wisla
Zmiana województwa (lubelskie - świętokrzyskie) i od razu lepszy asfalt.
V postój: Bidziny – stacja paliw (docieram o 10:06, przejechane 154 km)
Krótki postój - szybki hot-dog, uzupełnienie płynów i trzeba ruszać dalej. Opracowałem inny system zmiany przednich przerzutek, więc pojawia się nadzieja, że może nie będzie wcale tak źle. Przede mną teraz długi, 40-kilometrowy odcinek, najbardziej górzysty. Zaplanowałem w nim dość wolne tempo w razie gdyby trzeba było się dodatkowo zatrzymać po drodze.
VI postój: Łagów – Rynek (docieram o 11:57, przejechane 195 km)
Góry Świętokrzyskie nie okazują się aż tak ciężkie jak rok temu i mimo ciągłych podjazdów i dużej różnicy wysokości nie tracę na tym etapie zbyt dużo energii. Wydłużam o kilka minut odpoczynek korzystając z tego, że ostatni odcinek przejechałem znacznie szybciej niż wstępnie zakładałem. Taki gratis... ;-)
Jadę dalej. Do Kielc zostało około 35 km. A tam czeka na mnie najdłuższy odpoczynek u przyjaciół. Około 15 km przed Kielcami spotykam kolarza, dość sympatyczny pan, co prawda wolno jedzie, bo około 20 km/h, ale miło się gawędzi, więc rozmawiamy sobie o kolarstwie i o Kielcach (za którymi raczej nie przepada). Wolna jazda sprawia, że czas zaoszczędzony we wcześniejszym etapie teraz wychodzi na zero i do Kielc docieram z jednominutowym opóźnieniem według planu.
VII postój: Kielce (docieram o 13:46, przejechane 230 km)
kielce
Smaczny obiad, miłe pogawędki, leżakowanie, aż nie chce się jechać dalej. Ale zmęczenia poza plecami na razie nie czuć, więc decyduję się jechać dalej. Tak było miło, że postój wydłużył się o 10 minut.
wiatla kielce
Do tego na światłach w Kielcach, ścieżce rowerowej tracę kolejne minuty. Trzeba będzie podkręcić tempo, żeby nadrobić zaległości. Na szczęście zaraz za Kielcami trafiam na idealny asfalt i dość płaski teren, dlatego mogę sobie pozwolić na szybszą jazdę.
czesto 105
VIII postój: Łopuszno (docieram o 16:03, przejechane 264 km)
Tak jak myślałem, jest opóźnienie, ale tylko 8 minut. Nie jestem głodny, więc rezygnuję z posiłku na Orlenie, lecz wygodnie sobie leżakuję (karimata przydała się tam w zasadzie pierwszy i ostatni raz).
Zgodnie z wysokościówką najtrudniejszy podjazd przytrafia się na 275 km. Najmniejsze przerzutki i wyjeżdżam na szczyt.
podjazd
IX postój: Włoszczowa (docieram o 17:21, przejechane 289 km)
Redukuję opóźnienie do 6 minut. Objeżdżam dwa razy dookoła Rynek i niestety nie widzę żadnego sklepu spożywczego poza Tesco (do którego nie bardzo mogę wejść, bo nie mam zapięcia itd.). W końcu udaje się znaleźć monopolowy, w którym uzupełniam napoje i batony. Plecy coraz bardziej dają znać o sobie. I pierwszy raz od początku trasy odzywa się stłuczone 2 tygodnie wcześniej kolano. Maść BENGAY i liczę na jej skuteczne działanie.
czesto 67
Jadę dalej. Liczby na znakach coraz mniejsze. Pojawia się fajny teren, dużo lasu, jakość dróg bardzo dobra.
las
kierownica
Maść trochę dodała mocy w nogach, więc udaje mi się zwiększyć delikatnie średnią prędkość na całej trasie.
koniecpol
X postój: Koniecpol – stacja paliw (docieram o 18:38, przejechane 314 km)
Opóźnienie znowu delikatnie zredukowane, tylko 3 minuty zostało. Postój na stacji Orlen, jednak nie czuję się głodny, piję ostatnio mniej, dlatego skupiam się tylko na leżakowaniu. Nie przeszkadzają mi już nawet mrówki, które chcą mi potowarzyszyć. Plecy cierpią. Trzeba będzie zmienić plany co do ostatnich dwóch odcinków pierwotnie rozłożonych na 31 i 16 km.
XI postój: Jaźwiny – stacja paliw (docieram o 19,59, przejechane 336 km)
No to Frugo i trzeba ruszać dalej. Już wiem, że dojadę, więc postanawiam zbytnio nie forsować tempa tylko spokojnie dojechać. Ostatnie kilometry staram się jechać "bez trzymanki", aby mieć wyprostowane plecy.
jasna
Meta: Jasna Góra (docieram o 21:15, przejechane 362 km)
I jest upragniony cel. Nie dociera jeszcze do mnie, że udało mi się przejechać tyle kilometrów jednego dnia. Krótka modlitwa, pamiątkowe zdjęcie:
ja na jasnej
Pora ruszać na nocleg - zarezerwowany u sióstr Dominikanek. Po kilkunastu minutach błądzenia udaje się odnaleźć. Zostaję gorąco i „smacznie” przywitany. Na liczniku widnieje 370 km.
pociag
Rower bez bagażu, ale z bagażnikiem ważył 11 kg (normalnie 10,3 kg), z bagażami około 15 kg – w zależności od momentu trasy).
Zapis trasy w endomondo: http://www.endomondo.com/workouts/353476270/6471785
Statystyczna tabelka na koniec:
statystyka
Kolejne cele do zrealizowania?
- maraton 500km/24h
- Wojsławice-Gdańsk (600km) w 30h
- ultra maraton Bałtyk-Bieszczady 1000 km
  • DST 370.00km
  • Czas 13:35
  • VAVG 27.24km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 czerwca 2013

Wojsławice - Kielce

Moje największe rowerowe ,,osiągnięcie'', czyli pokonanie trasy Wojsławice-Kielce rowerem w jeden dzień.
Pomysł pokonania takiego dystansu był w mojej głowie od dawna, lecz zawsze myślałem o trasie w drugą stronę, czyli przyjechać z Kielc do Wojsławic na koniec któregoś roku akademickiego (z racji tego, że studiowałem w Kielcach i miałem tam rower).
Studia minęły... plan niewykonany.
W tym roku jakoś bardziej zainteresowałem się zrealizowaniem tego marzenia (tak - to było moje marzenie). W zasadzie bez większego przygotowania we wtorek 11 czerwca zdecydowałem, że ruszam w trasę w piątek 14 czerwca (tego roku - 2013). Nie mogłem się jednak doczekać wyjazdu i ruszyłem w trasę w czwartek 13 czerwca. Wszystko miałem dokładnie rozplanowane, czasy przejazdów, postoje. Wszystko co do minuty, aby się wyrobić przed zapadnięciem zmierzchu. Warto dodać, że do 13 czerwca miałem w tym roku przejechane tylko 435 km, a trasa do Kielc wynosiła w przybliżeniu 235 km. Pytając znajomych ,,kolarzy'' wszyscy mi odradzali taką jazdę ,,organizm nie wytrzyma itp. itd.''. Ja jedyne czego się obawiałem to jakiejś awarii roweru, która uniemożliwiłaby dalszą jazdę. A mój rower do nowych i najlepszych nie należy, więc obawy były potwierdzone. Na szczęście rower spisał się bez zarzutów.
Musiałem zabrać ze sobą trochę ubrań itp., ponieważ w Kielcach planowałem zostać cały weekend. Wszystkie bagaże umieściłem w miarę z przodu roweru. Zrezygnowałem z przyczepienia bagażnika, ponieważ nie lubię jeździć z obciążonym tyłem. Rower z bagażami ważył 21 kg.
Założyłem sobie, że do Wisły będę jechał ze średnią 22 km/h, a od Wisły 20 km/h (ze względu na planowane zmęczenie itd.).
Planowany wyjazd 4:00, planowany dojazd 20:50.
p1100757
Pora ruszać:
13 czerwca, godz. 4 rano.
p1100759
Wschód słońca w Bończy (12 km od wyjazdu).
p1100760
Pierwszy etap: Wojsławice-Gorzków 45 km
Czas przejazdu 1h 45 minut. Planowane 2h 5 minut. Jest dobrze, lekko się jedzie, 20 minut zapasu. Średnia 25km/h.
Drugie śniadanie i planowo 45 minut przerwy. Piękny Rynek w Gorzkowie, sklepy ku mojemu zdziwieniu już otwarte. Idealne miejsce na postój.
p1100766
6:30 i jedziemy dalej. Kolejny postój przewidziany w Starej Wsi (35 km od Gorzkowa). Dalej jadę ze średnią 25 km/h i w Starej Wsi jestem o 7:50. Mam 35 minut zapasu.
p1100771
Na razie jest dobrze. 80 km zrobione, zmęczenia nie czuć.
p1100772
Postój zgodnie z planem 50-minutowy za sklepem w Starej Wsi (idealnie do takiego planowania przydało się Google Street View).
p1100767
Ładowarka solarna do telefonu idealnie się sprawdziła w trasie.Godz. 8:40 i ruszam dalej. Kolejny (najdłuższy z planowanych) postój w Kraśniku. Tym razem 26 km do pokonania.
Średnia trochę wzrasta do 25,3 km/h i w Kraśniku jestem o 9:40. Tutaj trochę czasu straciłem zanim znalazłem coś ciepłego do jedzenia. Postój przy kościele w centrum. Wyszło duże słońce, więc wizyta w aptece po krem do opalania. Trochę pieszo po Kraśniku. Wyruszam dalej po godzinie odpoczynku, czyli o 10:40. Mam zapasu już 55 minut z racji dobrego tempa i skróconego postoju.
p1100776
Kolejny postój przewidziany po 25 km w zajeździe Jack tuż przed Annopolem.
p1100778
Za Kraśnikiem pierwszy lekki kryzys - odzywa się nadwyrężone kolano. Zaczyna się duży ruch tirów ze względu na to, że poruszam się teraz drogą krajową. Pierwszy poważny podjazd tuż za Kraśnikiem daje znać w nogach.
Kryzys szybko mija i na planowany postój docieram o 11:40. Średnia prędkość wzrasta do 25,6 km/h.
p1100781
W zajeździe konkretny obiad, odpoczynek i podładowanie drugiego telefonu (z muzyką). Razem 50 minut.
p1100783
Spakowany ruszam dalej. Godz. 12:30, zapasu według planu mam 55 minut. Zmęczenia nie czuć. Ponad połowa drogi już za mną. Teraz będzie już z górki.
p1100788
Wisła przekroczona, zmieniamy województwo. Bardzo cieszy mnie fakt specjalnego, metrowego pasa na drodze tylko dla mnie.
Kolejny postój planowany w Opatowie. Do pokonania około 40 km. I już pewne, że tam nie dam rady dojechać. Pojawia się drugi kryzys. Po pokonaniu 24 km robię postój na stacji benzynowej. Pół godziny odpoczynku i trzeba ruszać dalej. Średnia prędkość spada do 25,2 km/h. Ale nadal jest dobrze. Trudno ocenić zapas czasu przy nieplanowanym postoju. Ruszam dalej (godz. około 14:10). z zamiarem niezatrzymywania się już w Opatowie. Pokonane 153 km. Do Kielc około 82.
Od Wisły zaczął się najgorszy odcinek. Coraz bardziej górzyste tereny. Wymiękam po jednym z nich i zatrzymuję się po pokonaniu 22 km (od ostatniego postoju) na przystanku, żeby złapać oddech. 15 minut i trzeba ruszać dalej. Nieplanowany postój bardzo pomógł. Średnia ponownie w granicach 25,2 km/h.
Pokonane 175 km. Do Kielc około 60.
Docieram do Łagowa (gdzie miałem zaplanowany postój). Pierwsze nerwy - telefon się zawiesił i przerwał trening w endomondo. Jest jednak mała iskierka nadziei - nic nie przepadło, zapisało się to co przejechałem. Jedyny minus, że wyprawa będzie udokumentowana w dwóch częściach.
Bardzo ładny Rynek w Łagowie. Krótki posiłek, telefon do kumpla, że dotrę zdecydowanie wcześniej i ruszam dalej po około 45 minutach odpoczynku.
195 km pokonane. Do Kielc około 40. Teraz już jazda z uśmiechem na twarzy. Zmęczenia nie czuć. Podkręcam tempo. Zapasu ponad 1,5 h.
Jakieś 23 km przed Kielcami wyprzedza mnie grupka 4 kolarzy trenujących sobie jazdę na kolarzówkach. Nie pozostaje mi nic innego jak bardziej nacisnąć na pedały i ,,usiąść na kole'' ostatniemu z nich. Ładna, prosta droga, trzymamy 35 km/h. Do głowy wkrada się myśl - a może uda się dojechać z nimi, aż do Kielc. Wtedy wynik byłby naprawdę niezły. Niestety... Pierwszy lekki podjazd i mi uciekają. Ale 5 km przejechałem z nimi (mimo już 210 km w nogach).
p1100795
Jest dobrze. Do mety już tylko 18 km. Szybki postój w sklepie, uzupełnienie płynów i ruszam dalej.
p1100800
Jest! Udało się. Pamiątkowe zdjęcie przy znaku Kielce. Godzina 18:20. Zsumowane treningi endomondo mówią o przejechaniu 228 km w czasie 8 h i 57 minut (trasa w rzeczywistości około 5km dłuższa - nieliczony odcinek przed Łagowem gdy wyłączył się trening w endomondo). Co ostatecznie daje bardzo dobrą średnią prędkość 25,5 km/h. Dotarcie 2,5h przed planowanym przyjazdem też napawa mnie optymizmem przed kolejnymi wyzwaniami.
Jeszcze na deser runda honorowa po Kielcach (około 10km), odwiedzenie starej pracy i docieram do ostatecznego celu.
p1100807
A to trasa z zaznaczonymi postojami:
trasa z postojami
Cel osiągnięty, marzenie spełnione. 240 km przejechane jednego dnia rowerem. Mogę być z siebie dumny :)
  • DST 240.00km
  • Czas 09:25
  • VAVG 25.49km/h
  • Sprzęt Arkus Delta
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl